Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog ogólny

Forum Romanum

blog ogólny
22 grudnia 2011
ks. Andrzej Draguła

Kiedy żart staje się szyderstwem




Czym innym jest satyryczne podejście do faktu religii czy nawet niektórych przejawów wiary, czym innym świadoma wulgaryzacja tekstu biblijnego – pisze w „Rzeczpospolitej” ks. Andrzej Draguła, członek Rady Naukowej Laboratorium WIĘZI.

W grudniu odbył się w Zielonej Górze VII Festiwal Kabaretu. Od poprzednich różnił się między innymi tym, że wkroczył z satyrą i dowcipem na obszar religii. Okazuje się jednak, że sam dowcip o tematyce religijnej w kabarecie nie wystarcza, trzeba go jeszcze podlać sosem fizjologii, trzeba go zwulgaryzować. Podobno to ostatni trend w polskim kabarecie, choć wcale nie nowy w sztuce sytuującej się w obszarze satyry i parodii. Wystarczy wspomnieć „Żywot Briana” wyprodukowany przed laty przez Monty Pythona. Tradycja „śmiechu religijnego” ma dłuższą tradycję, trudno w nią jednak wpisać rodzime produkcje kabaretowe.

Poziom wychodka

Jak donosiła „Gazeta Wyborcza”, tegoroczna edycja festiwalu pokazała, „jak pojemną kopalnię żartów stanowią Kościół, ksiądz, religia. Są pazerni księża, pijany Jezus, niedysponowana Maria Magdalena, pierdzący papież i imprezy z seksem i czasem ze śmiercią i polityką”. Festiwal rozpoczął się kabaretowym pojedynkiem Zielona kontra Góra, w ramach którego jedna z grup przygotowała swoją wersję Ostatniej Wieczerzy. Impreza rozkręca się na dobre. Apostołowie zabawę przerywają pieśnią „Bania u Jezusa do rana”. Jezus zamienia wino w wódkę, gra w węża, zajada kremówki. Rozochoceni apostołowie toczą niewybredne dialogi: „Dzwońcie po jakieś laski! – No, Maria Magdalena przecież. – Ma okres. – Dopóki nie włożę palca, nie uwierzę”.

Uważny obserwator sceny kabaretowej zauważy, że coraz częstszymi tematami kabaretowych żartów są instytucja Kościoła i sami księża. Czasami chodzi tylko o kościelną scenerię, jak na przykład w żartach o małżeństwie, czasami celem jest ośmieszenie księżowskich przywar, jak w dość już wyeksploatowanym przez kabarety temacie kolędy czy lekcji religii z nieudolnym katechetą. I słusznie, że tak się dzieje, nie ma bowiem powodu, by oszczędzać wady księży. Każda epoka powinna mieć swoją „Monachomachię”, by poprzebijać niektóre klerykalne balony.

Rzecz się komplikuje w przypadku papieża. Ksiądz czy zakonnica w skeczu jest zawsze postacią „statystyczną” – jakiś ksiądz czy jakaś zakonnica. W dowcipie o papieżu nie da się uciec od skojarzeń z konkretną osobą, wszak w każdym momencie papież jest tylko jeden, nie ma „jakiegoś” ani „statystycznego” papieża. Siłą rzeczy, ogólna przywara staje się przywarą indywidualną, a dowcip czy satyra dotyka konkretnej osoby. Na festiwalu jeden ze stand-uperów snuł w monologu: „A dlaczego nie śmiać się z papieża? Przecież to normalny facet, który też pierdzi, tak jak my. Na pewno kiedy przemierzał Bazylikę, nieraz mu się zdarzyło”. Papieże – jak dobrze wiadomo – potrafią się śmiać sami z siebie. Niejedną anegdotę można tu przywołać, choć zapewne nie z tej hardcore’owej kategorii. Wkomponowanie papieża w dowcip o pierdzeniu być może nawet papieżowi zbytnio nie ubliża (w końcu ludzka rzecz), o wiele więcej mówi o autorze i jego gustach ze sfery wychodka.

Cały tekst można przeczytać tutaj.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (236)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?