Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

wspólny projekt Laboratorium „Więzi” i portalu Deon.pl

(k)Rok Miłosierdzia

wspólny projekt Laboratorium „Więzi” i portalu Deon.pl
30 grudnia 2015
Paweł Kozacki OP

2. Grzesznych upominać: Jak napominać księży?




Wezwanie, by nie przechodzić obojętnie wobec grzechu brata, ale z miłosierdziem zatroszczyć się o jego kondycję duchową czy moralną, zostawił nam Jezus w słowach: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata” (Mt 18,15). Sensu takiego działania nie będę udowadniał, a skupię się na problemie, w jaki sposób skutecznie i z miłością upominać.

Zanim pójdziesz do brata czy siostry, skonkretyzuj sobie, co chcesz przekazać. Spokojnie i z rozwagą przyjrzyj się sytuacji; opowiedz sobie, co robi i co mówi druga osoba; popatrz na rzeczywistość z jej punktu widzenia. Dobrze, gdybyś umiał postawić się w roli obrońcy tego człowieka i poszukał usprawiedliwienia dla jego czynu czy postawy. Nawet jeśli jesteś przekonany, że racja jest po Twojej stronie, spróbuj sfalsyfikować swój punkt widzenia. Poszukaj argumentów potwierdzających przekonanie, że „Moje spostrzeżenia są nieprawdziwe”. Tego typu ćwiczenia pomogą przemyśleć sytuację, utwierdzą w przekonaniu, czy rzeczywiście powinieneś interweniować oraz posłużą w doborze argumentów i usystematyzują to, co przedstawisz upominanemu.

Warto również zadać sobie pytanie o intencję, z którą wybierasz się do brata. Jeśli bowiem kieruje tobą chęć wyładowania złości, dania mu do zrozumienia, jak bardzo Cię irytuje, to nie przejmuj się niuansami – wystarczy mówić emocjonalnie, dosadnie, nie przebierając w słowach. O nieczystych intencjach możemy mówić również wtedy, gdy „widzisz drzazgę w oku swego brata, a w swoim oku nie dostrzegasz belki” (por Mt 7,1–5). Lepiej wtedy zacząć od korygowania siebie, bo jedynym powodem upomnienia bliźniego powinna być miłość, czyli rzeczywista troska o jego dobro.

Z drugiej strony zwracanie komuś uwagi może okazać się trudną powinnością, której chciałbyś za wszelką cenę zaniechać, zwłaszcza jeśli spodziewasz się ostrej reakcji, jeśli trzeba upomnieć kogoś stojącego na świeczniku (np. księdza proboszcza), jeśli zależy ci na dobrych stosunkach, a sprawa jest nieprzyjemna. W takich sytuacjach miłosierdzie trzeba łączyć z męstwem, a swoje opory przełamywać dla dobra drugiego człowieka.

Gdy już zdecydujesz o konieczności napomnienia, zadbaj o formę, w jakiej je wyrazisz. Po pierwsze, tak zwracaj uwagę, jak chciałbyś, by ktoś inny Tobie zwracał: dyskretnie, z wyczuciem, z zapewnieniem, że nie przyszedłeś atakować, tylko stoisz po stronie upominanego. Każdy lepiej przyjmie napomnienia od osoby mu życzliwej niż od wroga czy przeciwnika. Po drugie, zastanów się, jak najsensowniej wyrazić to, co chcesz przekazać, by dotarło to do serca i rozumu napominanego. Mistrzem może być w tym wypadku prorok Natan, który napominał króla Dawida po cudzołóstwie z Batszebą i zamordowaniu Uriasza Chetyty (por. 2 Sm 12,1–12). Wreszcie, napominając, uszanuj wolność drugiego człowieka. Nie domagaj się natychmiastowej reakcji, przeprosin, kajania czy deklaracji poprawy, ale pozwól bliźniemu oswoić się z tym, co usłyszał, przemyśleć sprawę, zdecydować, jak chce dalej postępować.

Czy powyższe zasady obowiązują, gdy adresatem napomnienia jest osoba duchowna? Teoretycznie napomnienie nie powinno się różnić od podobnego działania skierowanego do osoby świeckiej. Traktowanie duchownych jak świętych krów nie służy nikomu – ani im, ani wiernym, ani Kościołowi. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt psychologiczny: każdy ksiądz publicznie wygłasza kazania z ambony, a ludzie oczekują od niego, że będzie wtedy między innymi nauczał i napominał… Ksiądz jako dobry spowiednik miłosiernie obnaża grzechy, uświadamia je penitentowi, tłumaczy, dlaczego dany czyn jest złem, a potem poucza, jak z grzechami walczyć. Wreszcie bywa, że do księdza ludzie przychodzą po radę. Czasem pytania dotyczą życia duchowego czy sakramentalnego, innym razem chodzi o wyjaśnienie prawdy wiary albo dylematu moralnego. Nierzadko jednak ludzie oczekują od księdza porady w sprawach wykraczających poza jego kompetencje (na przykład na kogo głosować w wyborach).

Kłopot z napominaniem duchownych jest zatem taki, że im samym pouczanie innych zanadto niekiedy wchodzi w krew. Często nie dzieje się tak z powodu pychy czy zarozumialstwa, ale dlatego, że sami wierni oczekują od księdza pouczeń. Niestety ta sytuacja tworzy w niejednym duchownym złudne przekonanie, że jest mądry, roztropny i nieomylny jak Magisterium Kościoła, że wie więcej i lepiej od przeciętnego człowieka, a każdą krytykę swojej osoby traktuje jako atak na Kościół i podważanie prawd wiary. Tworzy się w nim wtedy zgubny nawyk pouczania innych połączony z brakiem gotowości do wysłuchania napomnienia od drugiego człowieka. Można się na ten fakt zżymać, ale trudno go nie zauważyć.

Zatem czy przywołane na początku tego tekstu zasady napominania obowiązują, gdy adresatem napomnienia jest osoba duchowna, ksiądz lub zakonnik? Oczywiście. Chcąc jednak księdza upomnieć skutecznie i przebić się przez skorupę mechanizmów obronnych, warto większą uwagę zwrócić na formę napomnienia oraz jego treść, która powinna wzbudzić przekonanie, że krytyce towarzyszy dobra wola, miłość Boga, Kościoła i bliźniego, a nie atak, irytacja czy podważenie autorytetu rozmówcy.

Paweł Kozacki OP – dominikanin, publicysta, bloger, były przeor Konwentu Świętej Trójcy w Krakowie oraz wieloletni redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”. Od 1 lutego 2014 r. prowincjał Polskiej Prowincji Dominikanów.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2016-02-18 20:44:52 - Katarzyna

W zeszłym roku zwróciłam uwagę jednemu z księży w parafii, że w trakcie kazania nieprecyzyjnie sformułował wypowiedź, która tyczyła się osób chorych na depresję. Nie zakładałam jego złej woli, ale miałam wrażenie, że osoby chorujące i ich rodziny mogłyby się poczuć dotknięte. A że na depresję zapada coraz więcej osób, część z nich lub ich rodzin mogło być w kościele. Sama jestem na to uwrażliwiona ze względu na historię w rodzinie, co księdzu wspomniałam. Ksiądz zachował się wspaniale, przyjął mój punkt widzenia i podziękował za uwagę, podkreślając, że nie to miał na myśli, co ja zrozumiałam. Powiedział też, że będzie przywiązywał większą wagę do sposobu formułowania myśli.


2016-01-02 23:41:33 - Rafał Krysztofczyk

Teoretycznie jest to proste. Jakaś sprawa w moim kościele budzi mój niepokój czy troskę, wobec tego idę do mojego proboszcza i życzliwie, z zachowaniem tego wszystkiego o czym Ojciec pisze, zwracam uwagę. Tylko tak naprawdę nikt nie jest tym zainteresowany, duchowny bo wie najlepiej jak być powinno, a świecki z tego właśnie powodu nie będzie "kopał się z koniem". I tak to niestety, ze szkodą dla jednych i drugich, trwa. Może wobec tego na początek pewna propozycja. Raz, dwa razy w miesiącu specjalny dyżur księdza w formie "książki życzeń i zażaleń". To mogłoby przełamać bierność i obustronny brak komunikacji. A przecież nie tylko o życzenia i zażalenia chodzi, ale o sensowną współpracę. Dlaczego od biskupa począwszy na wikarym skończywszy wszyscy tak tego się boją?


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (24)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?